Burza i poranek

Zasnęłam wczoraj nie wiem kiedy, poczekałam tylko aż wróci Małżon, zmrużyłam oczy leżąc na łóżku i już mnie nie było. Gdzieś w podświadomości zakodowałam skakanie po mnie Blondaski, fakt, i że Małżon zległ obok.
O północy gdy już byłam prawie wyspana rozpętało się piekło! może to kwestia mieszkania na poddaszu a może faktycznie silnego zdarzenia atmosferycznego ale bałam się, że wiatr i deszcz zmiotą dach nad moja głową. Wstałam by pozamykać wszystkie okna, jednak za późno. Podłogi były już mokre i w łazience, i w przedpokoju. Na szczęście mamy tam kafelki więc wystarczyło wytrzeć. Córcia spała razem z Małżonem nie zwracając uwagi na potworne huki i błyski na głowami. Przytuliłam się więc do mojej kochanej dwójeczki i zasnęłam. Czasem tylko gwałtowniejszy opad mnie przebudzał lub carapicający Stefan. Gdy o 4.30 zadzwonił budzik, chyba przez sen go wyłączyłam, a kolejną, małżonową, pobudkę miałam o 7ej... i dzięki temu mam wolny dzień bo do pracy całkiem nie zdążyłam!

Komentarze

Zimowy pilaw z pęczaku - na wizji

Popularne posty